Pionek w grze Nieśmiertelnych

Od momentu, gdy Zachód dostrzegł, jak wspaniałymi i wymagającymi grami są produkcje From Software, wielu deweloperów próbowało uszczknąć coś dla siebie z tego ogromnego tortu możliwości i dołożyć
"Death's Gambit" - recenzja
Od momentu, gdy Zachód dostrzegł, jak wspaniałymi i wymagającymi grami są produkcje From Software, wielu deweloperów próbowało uszczknąć coś dla siebie z tego ogromnego tortu możliwości i dołożyć swoją cegiełkę do rozwoju gatunku soulslike. Poza większymi tytułami, takimi jak "Lords of the Fallen", "The Surge", czy też nadchodzące szybkimi krokami "Code Vein", zainteresowanie graczy wzbudziły też mniejsze produkcje. Z pozytywnymi opiniami spotkało się zarówno "Salt and Sanctuary", jak i cechujące się mocno uproszczonymi mechanikami "Titan Souls". Między tymi perełkami odnaleźć można również "Death’s Gambit", skromnego soulsike’a 2D.



Produkcja studia White Rabbit wrzuca nas w buty Soruna, młodego wojownika, którego batalion zostaje zdziesiątkowany w krwawej bitwie. Przerażony nieuchronnym losem, trzyma się kurczowo ostatnich tchnień uciekającego powoli życia. Wtedy przed jego oczami staje sama Śmierć i składa mu ofertę nie do odrzucenia. W zamian za zabicie Nieśmiertelnych i obalenie twierdzy Caer Siorai czeka go życie wieczne. Siepacz przystaje na warunki nadnaturalnej istoty, nie zdając sobie sprawy, że nowo rozpoczęta przygoda rozdrapie jego najgorsze wspomnienia.

Sorun rusza na podbój świata, którego korytarze zazębiają się, tworząc ogromny system naczyń połączonych. W zakamarkach labiryntu czekają na nas potężni i wymagający przeciwnicy. Ci bezwzględnie spunktują najmniejsze potknięcie, z zaciekłością pilnując drogi do głównego celu. Pomimo tego że pośród lochów dane nam będzie zmierzyć się z drobnymi płotkami, kwintesencją rozgrywki w "Death’s Gambit" są walki z bossami. Twórcy wykazali się nie lada pomysłowością przy tworzeniu adwersarzy. Od ogromnych, wypełniających cały ekran kolosów, przypominających klasyczne już potwory z "Shadow of the Colossus", przez rozwścieczoną śnieżną bestię, z którą będziemy musieli zmierzyć się na chwiejącej się platformie, aż po demonicznego władcę iluzji, który będzie zaburzał naszą percepcję i wymagał łapania słów (tak, dobrze czytacie), by zadać mu obrażenia. Każda z bestii będzie wymagała indywidualnego podejścia, trzymania oczu z tyłu głowy i precyzyjnego, szybkiego działania. Nie zdążymy zniszczyć fali sługusów – zaleje nas morze krwi. Źle wymierzymy skok na półkę skalną – kanonada błyskawic zjedzie nasz pasek zdrowia do zera. A że próżno szukać tu finezji i główny bohater rusza się miejscami jak kloc, będziemy często ginąć ku uciesze naszego mocodawcy.



Na (nie)szczęście zgon bohatera nie oznacza utraty zgromadzonych dusz. Zamiast tego pozbawieni zostajemy odnawiających życie piór feniksa. Możemy je odkupić, poświęcając za każdym razem coraz większą liczbę dusz albo po prostu odzyskać z miejsca zgonu. Składając je u stóp ołtarza Śmierci, możemy również zwiększyć atak bohatera nawet o 100%. Rozsądne gospodarowanie piórami jest wysoko wskazane – każdy rodzaj piór potrafi po użyciu podbić inne statystyki bohatera – siłę, pasek zdrowia albo staminy.

"Death’s Gambit" zaskakuje na każdym kroku. Do samego końca wprowadza nowe rozwiązania i mechaniki, zmuszając gracza do nieustannej nauki oraz odkrywania sekretów rządzących tym podupadającym światem. Gra nie zwalnia tempa ani na chwilę i trzyma równy, trudny poziom od samego początku aż do walki z ostatnim bossem. Wyskakujący licznik śmierci uświadamia graczowi, jak bardzo daje ciała w poszczególnych walkach, co motywuje do zmiany taktyki i podnoszenia statystyk. Sama śmierć staje się również narzędziem do opowiadania historii. Zgon w określonym miejscu i czasie okraszony zostaje dodatkową scenką, co oznacza, że gracz wybitny, dający sobie doskonale radę w grze, może nie poznać wszystkich aspektów przygody.



Z pomocą przyjdą nam NPC-e spotykani w różnych zakątkach świata. Część z nich poratuje nas cennymi wskazówkami, inni zaopatrzą w nowe umiejętności. Nasze działania odbiją jednak na nich swoje piętno. Jeśli przyniesiemy zarazę do lokacji wyjściowej, postacie niezależne mogą się nią zarazić i nie wyzdrowieją, póki ich nie uleczymy. Śmierć może przyjść tu z każdej strony.

Pomimo wciągającej rozgrywki, fascynującego, mrocznego klimatu gra ma niestety kilka wad. Od jej premiery upłynęło już trochę wody w rzece, a wciąż potrafi raczyć gracza brzydkimi glitchami, które powodują, że jego cierpliwość zostaje mocno wystawiona na próbę. Bo jak inaczej czuć się w sytuacji, gdy gra nie wczytuje tekstur, wrzuca wrogów w niekończącą się pętlę umierania i ożywania albo bezczelnie przywiesza się, gdy wyprowadzamy cios specjalny. Już nie wspomnę o mało przyjemnym menu, które jest dość nieczytelne i ubogie. 



Jeżeli poszukujecie dobrej siekanki 2D z delikatnym nacechowaniem metroidvaniowym, a przy okazji zjedliście zęby na soulslike, powinniście zwrócić swoje głowy w stronę "Death’s Gambit". Liczne sekrety, wyzwania i możliwość rewanżu z bossami w trybie heroicznym sprawiają, że pomimo niewielkich rozmiarów gra dostarczy wam niezapomnianych wrażeń na kilkanaście dobrych godzin.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones